DANIE Z WŁOSZCZYZNY: najświeższe informacje, zdjęcia, video o DANIE Z WŁOSZCZYZNY; Sałatka z pora [TRZY PRZEPISY]
MASCARPONE Z BEZAMI I OWOCAMI: najświeższe informacje, zdjęcia, video o MASCARPONE Z BEZAMI I OWOCAMI; Masz ochotę na deser? Oto pomysły na proste słodkości z użyciem mascarpone [PRZEPISY]
TORT Z OWOCAMI I MASCARPONE: najświeższe informacje, zdjęcia, video o TORT Z OWOCAMI I MASCARPONE; Tort bezowy Pavlova - pyszny przepis na domowy tort urodzinowy (i nie tylko)
SEREK MASCARPONE Z OWOCAMI: najświeższe informacje, zdjęcia, video o SEREK MASCARPONE Z OWOCAMI; Masz ochotę na deser? Oto pomysły na proste słodkości z użyciem mascarpone [PRZEPISY]
To coś więcej niż przyjaźń, mniej niż związek i ląduje gdzieś w środku… nigdzie. 16 rzeczy, które zdarzają się, gdy utkniesz jako przyjaciele z korzyściami Aby przetrwać w strefie przyjaciół z zasiłkami, musisz być uzbrojony w zimne rozumowanie jako silna tarcza, aby chronić cię przed romantycznymi uczuciami.
83 Likes, 0 Comments - @asi.ca on Instagram: “W 2020 mniej dramatu, więcej brokatu 💖💃🎉 #uśmiechnumerpięć #modadlapowodzian”
. Chciałabym być taka chuda, jak wtedy, gdy myślałam, że jestem gruba – przyznać się, która z Was pomyślała tak chociaż raz? Ja pewnie nawet więcej, co okazało się dla mnie cenną lekcją samoakceptacji – pisałam o tym więcej w artykule o największym przeciwniku odchudzania. Dziś nie patrzę na swoje ciało, jak na obiekt, w którym ciągle można coś poprawić – cieszę się, że jest zdrowe, silne, sprawne, a na dodatek mi się podoba (i średnio mnie interesuje czy zaspokaja potrzeby estetyczne obcych ludzi). W dzisiejszym wpisie rządzą absolwentki Korepetycji z odchudzania, które miałam okazję poznać na weekendowym wyjeździe dla kursantek. Okazał się być zlotem jednorożców, z którego odleciałyśmy z przesłaniem: MNIEJ DRAMATU, WIĘCEJ BROKATU. Spodziewałabyś się, że takie podejście może ułatwić odchudzanie? Zobacz, co moje kursantki zmieniłyby w swoim podejściu do odchudzania z perspektywy czasu. Napisz w komentarzu, jaką jedną radę Ty dałabyś sobie przed rozpoczęciem odchudzania. Ach! I koniecznie daj znać czy zapraszać dziewczyny częściej na bloga :). Nie zaczynaj się odchudzać! Powiedziałabym sobie, by się nie odchudzać ;). Gdybym miała zacząć przygodę z aktywnością i zdrowym odżywianiem na nowo, chciałabym, by płynęło to z miłości, a nie niechęci do siebie. Niby zawsze tak to tłumaczyłam, a jednak, jak wiele dziewczyn, z chorym upodobaniem wyobrażałam sobie wycinanie fałdek na brzuchu i to, jak bez nich, tego uciążliwego piętna, stałabym się szczęśliwsza – to chyba nie jest definicja miłości. Dziś wiem, że usilna chęć pozbycia się części siebie za wszelką cenę i ciągłe sprawdzanie czy nielubiany fragment ciała wciąż tam jest, nie ma zbyt wiele wspólnego z samoakceptacją. Młodszej Agnieszce powiedziałabym, by zacząć ćwiczyć, ruszać się i jeść zdrowo, a jeśli już koncentrować się na jakimś celu, to na wypracowaniu mięśni. Przestrzegłabym się przed zero-jedynkowym podejściem, w którym każda, nawet najmniejsza, czekoladka była złamaniem postanowienia, które trzeba było odpracować. Na początku mojej drogi katowałam się znienawidzonym cardio, bo przecież spala najwięcej kalorii. Byłam „fit freakiem” i dumnie się tak nazywałam na instagramie, zgodnie z motywującymi hasłami przekonując współlokatorkę, że powinna ćwiczyć ze mną, niezależnie od tego, czy jej się chce i czy ma na to siłę – Chodakowska była u nas codziennym gościem 😉 a czasem nawet dwa razy dziennie. Do sałatki nie dodawałam żadnego tłuszczu, a do owsianki orzechów, bo to przecież dodatkowe kalorie. Cała ta obsesja wywołana zakorzenionym już od gimnazjum/liceum przekonaniem, że przytycie jest jednym z najgorszych możliwych wydarzeń, które oddala mnie od jakiegokolwiek sukcesu – w szczególności towarzyskiego. Dziś wiem, że zaczynając swoją przygodę z odchudzaniem, nie miałam wiele do zrzucenia, wbrew temu, co widziałam – byłam raczej skinny fat i wystarczyło zmienić trochę nawyki żywieniowe, wyeliminować to, co mi nie służyło (wtedy tego nie wiedziałam) i zacząć ćwiczyć (najlepiej siłowo). Najchętniej uchroniłabym tę najmłodszą mnie przed dominującym w mediach przekazem, który w tamtych czasach stał się nową modą – maskującą się pod płaszczykiem dbania o zdrowie i balansu (bo „przecież robię jeden rest day w tygodniu, umiem odpuścić”). Co z tego, że każdego dnia dobijałam się wyrzutami sumienia, bo nie potrafiłam wystarczająco długo trzymać się swoich założeń, a to wszystko skutkowało napadami obżarstwa, które rujnowały jakiekolwiek efekty. Cieszę się, że przekaz medialny powoli się zmienia i życzę każdej młodej dziewczynie, by nie musiała przechodzić tego typu drogi, która być może nie była jeszcze skrajnie drastyczna, ale ostatecznie to właśnie przekonanie o własnej grubości i obwinianie tego stanu o wszelkie niepowodzenia doprowadziły mnie do braku samoakceptacji, radości z wielu wydarzeń, fiksacji na punkcie odchudzania i napadów kompulsywnego objadania. Dzisiaj uważam, że to wszystko należy zacząć od budowania miłości do siebie i możliwości swojego ciała 🙂 Zadbanie o psychikę powinno być pierwszym krokiem do zadbania o swoje zdrowie. Agnieszka Hanisz Wszystko albo nic, to durna strategia! 100% albo nic to durna strategia i daleko na niej nie zajedziesz, bo „nic” jest wygodniejsze, a ty jesteś z natury wygodnym człowiekiem. Nie musisz z tym walczyć, ale jeśli twoje cele są dla ciebie ważne, to trzeba będzie chociaż trochę zrezygnować z wygody. Jak zjesz jakieś śmieci, to spoko, po prostu od następnego posiłku jedz lepiej. To ma znaczenie czy zjesz pizzę, czy pizzę i siedemnaście innych rzeczy, a dietę zaczniesz „od poniedziałku”. Na redukcji można jeść pizzę! (Szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi). Redukcja nie składa się wyłącznie z owsianek i kurczaka z ryżem. Nie trzeba jeść również pięciu posiłków dziennie, bo jak zjesz cztery albo co gorsza trzy, to już kaplica i można odpuścić i zajeść pizzą. Utrzymywanie wagi w czasie, czyli brak regresu, to też progres. Najważniejsze w redukcji jest twoje samopoczucie. Jeśli minęło już kilka tygodni, a ono nadal jest kiepskie, to znaczy że sposób na redukcję jest nieodpowiedni i nie do podtrzymania po zakończeniu redukcji. Trzeba przemyśleć strategię i wdrożyć zmiany. Niekupowanie nowego stanika „bo przecież zaraz schudniesz i nie będzie pasował” również jest durną strategią – przynajmniej jeśli nie zaczęłaś jeszcze nic w tym kierunku robić i jesteś na wiecznej diecie „odponiedziałku”. Alex R. Poszukaj sportu, który polubisz – istnieje, choć teraz wydaje Ci się to niemożliwe Marto, jeśli masz z tego tekstu zapamiętać jedno, to niech to będzie to: nie przejmuj się tym, co myślą inni. Ludzi jest masa i każdy myśli co innego. Nie jesteś w stanie ani odpowiadać wszystkim, ani wszystkich przekonać do swojego zdania. Zwłaszcza, że skąd ten pomysł, że to Ty masz rację? Odetnij się od ludzi toksycznych, pielęgnuj relacje z tym wartościowymi. Nie masz najlepszych nawyków, a Twoja sylwetka nie jest idealna. O nawyki i zdrowie warto walczyć, zwłaszcza, że pójdzie za tym poprawa sylwetki, samopoczucia, samooceny. Ale idealna nigdy nie będziesz i nie wierz niczemu i nikomu, kto twierdzi, że jest inaczej. Spróbuj bardziej o siebie zadbać: staraj się więcej chodzić, więcej się ruszać, poszukaj sportu, który polubisz, one istnieją, choć teraz wydaje Ci się to niemożliwe, postaraj się trochę poprawić dietę, nie musi być idealna, ale wiesz, że jesz niezdrowo i za dużo, popraw nawyki, a potem wytrzymaj jakiś czas na ujemnym bilansie kalorycznym (wiem, nastoletni kujonie, że wiesz już co to jest!) nie oszukuj, trzymaj ujemny bilans kilka, kilkanaście tygodni, a efekty Cię zaskoczą Życzę Ci powodzenia. Marta Owczarzak Chuda wcale nie byłaś lepsza Jest jedna mała sprawa, której Ci zazdroszczę wiesz? Że jesteś jeszcze taka młoda i całe życie przed Tobą – nieee żebym ja była już mega starowinką. Jestem świadomą, zadowoloną z życia, kochaną przez męża (wciąż tego samego) i już praktycznie dorosłego syna, i kochającą ich, i siebie kobietą w kwiecie wieku. W dodatku poznałam jedną fantastyczną panią dr – choć nie lekarza – mądrą życiowo, która mi tak w głowie namieszała, że dzięki niej na diecie bez diety schudłam, trzymam wagę i wiesz co? Może nie kocham sportu, ale więcej się ruszam. Trochę Ci zazdroszczę, ale ciut współczuję. Bo wiesz – do tego stanu jeszcze przed Tobą daleka i nie zawsze łatwa droga. Wiele wzlotów i upadków. Trudna emocjonalnie i wagowo do ogarnięcia jazda. Rollercoaster bez trzymanki. Wiele byłoby prostsze gdybyś patrzyła na siebie już teraz oczami męża. Słuchała gdy mówi, że jesteś piękna, że masz apetyczną figurę i nawet skórka pomarańczowa czy rozstępy nie zmienią zachwytu w jego oczach. Gdybyś polubiła siebie i nie eksperymentowała z jedną czy drugą cudowną dietą narażając zdrowie dla paru kilo. Okaże się, że bez nich – chuda, z odstającymi obojczykami – wcale nie byłaś lepsza, ładniejsza. Zresztą – kilogramy i tak zawsze wracały. Ale czy życie zawsze jest proste? Jeszcze wiele się nauczysz – o sobie, swoim ciele, miłości bezgranicznej i zdrowiu. Wiele doświadczysz. Nie spoczniesz na laurach, ani się nie poddasz. Czekam tu na Ciebie. Jest fajnie. Przychodź. Niezależnie od trudności po drodze – warto. Albo inaczej – ciesz się drogą bo to ona w końcu doprowadzi Cię do mnie. Agnieszka Radziewińska Zaakceptuj i pokochaj tę kobietę, jak najlepszą przyjaciółkę Marysiu, Wiem, że ciężko jest Ci przyjąć i uznać za prawdziwe komplementy, ale fakty mówią same za siebie. Jesteś wspaniałą, wartościową, mądrą i rozważną kobietą. I to jest najważniejsze. To musisz zrozumieć i tę kobietę zaakceptować i pokochać, jak najlepszą przyjaciółkę. Wtedy droga do pokonania kompleksów będzie spokojniejsza i łagodniejsza. Dla najlepszej przyjaciółki chciałabyś tego co najlepsze i nigdy byś nie doradziła nic złego, prawda? Znasz odpowiedź. 🙂 Jesteś jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa, nie ma drugiej takiej jak Ty, więc nie porównuj się z innymi. Ty masz swoją drogę do przejścia w życiu, to, że ktoś jest w tym miejscu, w którym Ty chciałabyś być, nie znaczy, że to na Ciebie nie czeka. To twój „harmonogram” życia. Nie wierz, we wszystkie nowinki dietetyczne, nie kombinuj. Przecież najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Jedz to co lubisz, nie ma produktów zakazanych, to ilość nas gubi. Wszystkie internetowe autorytety – myślisz, że mają idealne życie, nie mają problemów. Zastanów się – czy Ty chętnie dzieliłabyś się publicznie swoimi problemami i gorszymi dniami? Znajdź swoją ulubioną aktywność. Spacer to też aktywność, nie musisz biegać jeśli nie lubisz. Kochałaś taniec – spróbuj do niego wrócić. To jednak nie to? Trudno, nie załamuj się, jest tyle innych aktywności, próbuj! Nawet nie wiesz ile wspaniałych chwil przeżyjesz i ilu wspaniałych ludzi poznasz dzięki temu. Masz dobre nawyki z domu, kochasz warzywa i owoce, uwielbiasz jeść kolorowo, korzystaj z tego. Złota reguła to od ogółu do szczegółu. Pracuj nad swoimi złymi nawykami i nie daj się im opanować. Wszystkie emocje są OK i masz prawo je przeżywać, krzycz, płacz, śmiej się. Bądź cierpliwa. Uda Ci się, wierzę w Ciebie, Ty też uwierz. 🙂 Marysia Regulska A Ty? Jaką radę dałabyś sobie przed rozpoczęciem odchudzania?
Outro 282Published on Dec 22, 2017Wszystkie prezenty już pod choinką, w kuchni unoszą się zapachy wigilijnych dań, a w tle słychać urocze świąteczne piosenki… A może raczej gorączkowe ... Outro Beyond outlines
Jesień mnie dojechała i po prostu się ostatnio nie wyrabiam. Przez jakiś czas próbowałam nadganiać na bieżąco, ale przychodzi taki moment, kiedy muszę po prostu przebudować i porządnie zaplanować najbliższe tygodnie. To po prostu trochę prawdy o tym, jak nawet na co dzień zorganizowane życie może wymknąć się nieco spod kontroli. Mniej dramatu więcej brokatu Na szczęście w ostatnich tygodniach nie działo się nic bardzo złego czy poważnego. Zwyczajnie dopadł mnie jesienny zapierdziel. I to pięknie pokazuje, że to wcale nie kwestia organizacji. I jasne, planowanie bardzo pomaga ogarnąć dużo rzeczy na raz, ale wcale nie gwarantuje sukcesu. Dlatego teraz chcę te plany przebudować żeby pomieścić wszystko, na czym mi zależy. I do tego muszę zrobić kilka kroków. Ogląd obecnej sytuacji To jest ten krok, który mnie najbardziej stresował. Bo przyznanie tego ile rzeczy obecnie się dzieje i muszę je pomieścić w grafiku miało potencjał żeby mnie ostatnie przytłoczyć. Z jednej strony, mam sporo pracy przed końcem roku, wykonuję też chwilowo obowiązki innej osoby, która jest na urlopie. Oprócz tego dalej na bieżąco mam lekcje francuskiego. Bardzo mocno też cisnę kwestię godzin na prawie jazdy. Mam też na talerzu kilka projektów i pomysłów, które chcę wcielić w życie. A poza tym mam już sporą listę bieżączki, czyli taki drobnych zadań, które powinnam ogarnąć. W rezultacie zebrało się tego trochę, ale rozpisanie tej listy mocno pomogło. Plan na najbliższe tygodnie Plan poprawy tej kryzysowej sytuacji zaczęłam od ogarnięcia ram czasowych. W grudniu wyjeżdżamy na święta, musimy przetransportować się do PL między moimi dyżurami. Zostało więc zaledwie nieco ponad dwa tygodnie. Przez resztę roku będziemy się skupiali na rodzinie i przyjaciołach, więc nie traktuję tego jako bardzo produktywnego okresu. Dlatego znając obecne obciążenia i linię czasową, mogę zrobić plan, który ma szansę pozwolić mi zrobić wszystko bez fundowania sobie załamania nerwowego. Bliski wyjazd powoduje, ze muszę uzgodnić kwestie praktyczne w pracy, upewnić się, że mam wszystkie swoje rzeczy na wyjazd, zrobię odpowiednie zakupy i upewnię się, że prezenty zostały chociażby zamówione. Resztę bieżących zadań muszę spriorytetyzowac (np. kwestie zdrowotne najpierw), a te na które nie wystarczy mi czasu, zaplanuję po nowym roku. Nie wyrabiam się, bo doba nie jest z gumy, i nie zamierzam udowadniać, że jest inaczej. Wolę racjonalny plan. Zacznę od tego żeby się wyspać Nie wyrabiam się też dlatego, że jestem ostatnio przemęczona. Więc dobrym początkiem do realizacji planu będzie po prostu zadbanie o to, żebym miała na niego siłę. Tak wygląda w praktyce moje ogarnianie kuwety jak życie delikatnie wymknęło mi się spod kontroli. A jak Ty sobie radzisz?
Nie ma sprzeczności między diagnozą Benedykta a diagnozą Franciszka dotyczącą źródeł nadużyć seksualnych wśród duchownych. Zarazem jednak każda z nich… pomija drugą stronę medalu. Dlatego też obie dobrze się uzupełniają. Po reakcjach w Polsce i za granicą na artykuł Benedykta XVI „Kościół a skandal wykorzystywania seksualnego” można odnieść wrażenie, że wszyscy rozczarowani Franciszkiem i powtarzający głośno lub szeptem „wróć, Benedykcie”, poczuli wiatr w żagle. Bo papież senior zabrał głos w sprawie, która będzie miała kluczowe znaczenie dla przyszłości Kościoła. I dobrze, że zabrał, ale bynajmniej nie dlatego dobrze, że Franciszkowa diagnoza dotycząca pedofilii w Kościele jest nietrafna. Choć taka opinia wyraźnie dominuje we wszystkich entuzjastycznych komentarzach o artykule Benedykta. Po pierwsze, z faktu, że to rewolucja seksualna, zapoczątkowana w 1968 roku, i związany z nią upadek obyczajów, a w dalszej konsekwencji osłabienie chrześcijańskiej koncepcji moralności leży u podstaw kryzysu nadużyć w Kościele (jak przekonuje Benedykt), nie wynika wcale, że nie jest za to odpowiedzialny również klerykalizm (jak przekonuje Franciszek) rozumiany jako wypaczenie istoty posługi kapłańskiej i zrobienie z niej „narzędzia narzucania władzy, łamania sumień i ciał najsłabszych” (to definicja kard. Rubena Salazara Gomeza, arcybiskupa Bogoty) oraz generalnie jako system, w którym jest przyzwolenie na krycie takich przypadków. Od razu dodajmy, że za klerykalizm, zdaniem Franciszka, mogą być odpowiedzialni tak samo duchowni, jak i świeccy. W swoim „Liście do ludu Bożego” obecny papież pisze, że klerykalizm jest myśleniem, iż Kościół reprezentują tylko kapłani, tworzący hierarchię władzy, a nie, że jest on solidarną wspólnotą wierzących świadków Ewangelii. Dlatego wolę mówić o uzupełnianiu się obu diagnoz obu papieży. Bo i w jednej, i drugiej brakuje jednak tego, o czym mówi każdy z nich z osobna. U Franciszka brakuje może zwrócenia uwagi na całe tło przemian kulturowych, jakie miały miejsce po 1968 roku, a tym samym na przyzwolenie w kręgach kościelnych, już od seminarium, na tworzenie się „klik homoseksualnych” (o czym pisze Benedykt). U Benedykta z kolei brakuje podkreślenia tego, że to klerykalizm jednak stał się doskonałym nośnikiem czy raczej konserwatorem nadużyć i „solidarności korporacyjnej”, zamiast tworzyć klimat solidarności z ofiarami. Zarazem u Benedykta diagnoza wydaje się w tym sensie niepełna, że zbyt mocno ustawia cezurę czasową: rok 1968 nie zapoczątkował nadużyć w Kościele, one miały miejsce już co najmniej w latach 50. XX wieku (nie mówiąc już o wcześniejszych przypadkach), co potwierdził słynny raport z Pensylwanii. Pod tym względem także bliżej mi do Franciszkowej diagnozy, która zwraca uwagę na kościelne źródła nadużyć – bo wskazując na to, na co jako Kościół możemy mieć wpływ, mamy szansę zająć się rozwiązaniem problemu o wiele skuteczniej, niż gdy kolejny raz wskazujemy na winę świata zewnętrznego. A swoją drogą, to jednak fascynujące zjawisko, gdy artykuł papieża seniora jest przez niektórych traktowany niemal jak dokument papieski czy wręcz wypowiedź ex cathedra, gdy tymczasem oficjalne nauczanie papieża sprawującego obecnie swoją posługę przez te same osoby bywa co najmniej lekceważone. Warto chyba przypomnieć, że encykliki, adhortacje, a nawet listy apostolskie są jednak bardziej wiążące dla katolików niż nawet najgłębsze w treści – a takim jest tekst Benedykta XVI – artykuły papieża seniora.
mniej dramatu więcej brokatu